Uwaga!

Założyłam ten blog razem z Miki Moon, by nauczyć się pisać love story. Jeżeli lubisz lovki, kisski i te sprawy to zapraszamy do czytania :3 jeżeli nie, to od razu ostrzegam, że ten blog jest nie dla Ciebie XD miłego czytania!

środa, 6 kwietnia 2016

Dog and boy - Best friends forever.

Dziś wpis tak trochę z innej beczki. O miłości psa do swojego właściciela. Może nie jest jakieś super długie itp, ale daje trochę do myślenia. Miłego czytania. Obrazek nie jest mojego autorstwa. Znalazłam go w wyszukiwarce Google. Ten akurat się wpasował (wiem, że w rzeczywistości na arcie jest kobieta, a nie chłopak, ale ciiii xd aż tak nie widać)
_______________________________________________________

 Ucieszyłem się na jego widok. Wypuścili mnie z klatki. Potykałem się o własne, krótkie łapki, ponieważ całkiem nie dawno nauczyłem się chodzić. Wziął mnie na ręce i przytulił. Nigdy nie czułem takiego ciepła i miłości. Wiedziałem już, że ja i ten chłopiec zostaniemy przyjaciółmi na zawsze. Założył mi obróżkę i zapiął na smyczy. Radosny tak samo jak ja, wyprowadził mnie z miejsca, które nazywano schroniskiem. Nie sądziłem, że świat może być tak duży. Podskakiwałem i szczekałem ze szczęścia.

 Na miejscu czekał na mnie wygodny kojec, miska z wodą oraz pysznym jedzeniem, którego nie miałem jeszcze okazji zasmakować. Dostałem nawet własną piłkę. Tam gdzie byłem wcześniej nie miałem nic własnego, a coś wygrać mogli tylko najsilniejsi. Moje nowe imię również mi się spodobało... Ptyś. Poznałem też całą rodzinę swojego nowego właściciela, oraz ich kota, który był stary i nie miał ochoty na zabawę ze mną. Pomyślałem więc, że nie będę go męczyć i zostawię go w spokoju. Niezdarnie wdrapałem się po schodach za chłopcem do jego pokoju. Był nie duży i przytulny. Podniósł mnie i odstawił na łóżko. Podrapał mnie delikatnie za uchem, a ja zamerdałem ogonem.
 - Zawsze marzyłem, by mieć huskiego! - wykrzyknął z uśmiechem. Widocznie byłem psem, którego podziwia - Kocham cię! - przytulił mnie mocno. Odszczekałem mu, by wiedział, że też mi na nim bardzo zależy. W końcu mnie przygarnął i dał nowy, lepszy dom.

 Z miesiąca na miesiąc robiłem się coraz większy i silniejszy. Jadłem coraz więcej, a zabawa była dla mnie najlepszym treningiem. Zdążyłem się już nawet zaprzyjaźnić z kotem. Nosił on imię Mruczuś. Nie był zbyt optymistyczny, w sumie nie rozumiałem dlaczego. Świat przecież jest taki piękny. Znał też dużo ciekawych historii, które opowiadał mi kiedy odpoczywałem po zabawie. Tego właśnie dnia Mruczek nie był chętny do jakichkolwiek rozmów. Unikał każdego. Nie jadł, nie pił. Trochę martwiłem się o niego. To nie było podobne do mojego przyjaciela. Jeszcze kilka razy próbowałem z nim nawiązać jakiś kontakt, ale w końcu na mnie prychnął i uciekł do ogrodu. Akurat mój właściciel Coly wrócił do domu ze szkoły. To było chyba dziwne miejsce. Codziennie z rana musiał tam chodzić z ciężkim plecakiem i nie mógł mnie tam nawet zabrać. Tęskniłem wtedy za nim. Uradowany podbiegłem do niego. Schylił się, a ja wylizałem mu policzki. Rzucił plecak w kąt, a mnie zapiął na smycz i zabrał na spacer. Stanął na deskorolce, a ja zacząłem ciągnąć. Uwielbiałem tą zabawę. Oboje mogliśmy się wtedy wyszaleć.
 Wróciliśmy wieczorem. Powoli słońce zachodziło. Zmęczeni weszliśmy do domu. Chciałem jak najszybciej opowiedzieć o wszystkim Mruczkowi, ale nigdzie nie mogłem go znaleźć. Szukałem na poddaszu, w kuchni, salonie, a nawet udało mi się dostać do piwnicy. Nie było go tam. Wyszedłem więc poszukać go w ogrodzie. Miałem nadzieję, że znajdę go na gałęzi drzewa, na której uwielbiał przebywać. Nie było go tam. Miałem już zrezygnowany odejść, ale zauwarzyłem coś. Mała, czarna i puchata kulka leżała zamaskowana w trawie. Od razu rozpoznałem swojego futrzastego kumpla. Podszedłem. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Szturchnąłem go kilka razy łapą. Dalej nic. Zacząłem więc trącać go pyskiem i lizać. Nawet nie drgnął. Nie mogłem zrozumieć dlaczego. Czemu nie otwiera oczu? Mógłby chociaż dać mi jakiś znak. Smutny zacząłem wyć w niebogłosy, by kogoś zawołać do pomocy. Sam nie wiedziałem za bardzo co robić. Nim się obejrzałem, na moje błaganie przybyła mama Coly'ego. Podeszła do Mruczka. Na jej twarzy malował się smutek. Czy to oznaczało, że mój przyjaciel się już nie obudzi? Zaskomlałem smutno. Tata chłopca schował kota do kartonu po butach i poszedł z nim na tyły domu. Nie czułem się najlepiej. Ze spuszczonym ogonem poszedłem do pokoju właściciela. Leżał zapłakany w łóżku. Co prawda byłem już na to trochę za duży, ale wtryniłem się do niego i wtuliłem. Chciałem go pocieszyć. Ten wtulił się we mnie mocno.
 - Kocham cię, piesku... - szepnął, a ja liznąłem go po zapłakanej buźce. Jeszcze chwilę szlochał, aż zasnął ze zmęczenia. Sam zostałem obok całą noc. Był smutny, a ja musiałem go wspierać.

 Lata mijały. Rozumiałem już wiele rzeczy. Coly nie zwracał na mnie już tyle uwagi co kiedyś. W sumie to w ogóle nie poświęcał mi już czasu. Ciągle siedział w jakiś papierach, albo przed komputerem. Przychodzili do niego koledzy, a czasem pewna urocza dziewczyna, która aż się uśmiecha na mój widok. Jak wychodził z domu, to wracał już wieczorem. Wtedy brał mnie tylko na chwilowy spacer i znów wracał do komputera by spać. Tym razem było inaczej. Coly położył się od razu po powrocie, co nie było normalne. Zapomniał też o spacerze. Bardzo źle się czułem, więc postanowiłem mu o tym przypomnieć. Podszedłem do jego łóżka i usiadłem przed nim. Ten na mnie tylko spojrzał i się odwrócił. Przeszedłem więc na drugą stronę. Już nie zwrócił uwagi. Zapiszczałem kilka razy. Ten zakrył głowę poduszką. Szczeknąłem więc. Ten nerwowo się podniósł. Odskoczyłem na bok przestraszony.
 - Daj mi spokój, debilu! - ryknął na mnie i rzucił kapciem. Te słowa zabolały mnie mocno. Z głową w dole wyszedłem. Skoro mnie nie chciał widzieć, stwierdziłem, że nie będę mu przeszkadzać. Przez klapę w drzwiach wyszedłem sam. Trochę się bałem, bo Coly za zwyczaj wychodził ze mną. Przedostałem się przez dziurę w płocie. Chciałem iść do parku pobiegać. Może to by pomogło pozbyć się mojego smutku. Człapałem niezdarnie z pyskiem w dole. To wszystko powoli odbierało mi siły. Nagle zobaczyłem dwa światła, a po chwili upadłem cały obolały. Nie mogłem wstać. Czułem, że zaraz zwymiotuję z bólu. Skomlałem o pomoc, a te dwa światła zniknęły przemieszczając się w dal. Po kilku sekundach nie miałem już nawet siły wołać. Usłyszałem znajomy głos. Tak. To Coly podbiegł do mnie. Pierwszy raz od długiego czasu zobaczyłem jego łzy. Obejrzał moje powykręcane łapy, połamane i zakrwawione ciało. Nie chciałem by płakał z mojego powodu. Nie mogłem się nawet podnieść, by polizać jego policzek. Zrobiło mi się zimno, a moje powieki stały się cięższe. Coly płakał coraz bardziej. Czułem, że zaraz zasnę, a ból ustępował uczuciu unoszenia się w powietrzu. Zamknąłem oczy. I co teraz?...

piątek, 1 kwietnia 2016

Shaman king- Hinata x Zeke/Hao

Leżałam drżąc na swojej macie. Próbowałam przestać… Próbowałam… Jak się cieszyłam że dziś jestem sama w tej części świątyni… Myśli o moim mistrzu, moim panie… Doprowadzały mnie do szaleństwa… Pragnęłam go tu i teraz… Ale co mogłam zrobić? Kto zechciałby taka dziewczynę jak ja? Przez te moje oczy koloru ognia i czerwone jak samo piekło, długie włosy… Jeszcze jebane piegi i taka wychudzona, wysoka szkieletka… Na litość króla duchów co ja odwalam..? Rozejrzałam się dookoła, nie było nikogo, z resztą nic nowego sam Zeke przychodzi tu bardzo rzadko… Może i lepiej, zaczerwieniona usiadłam i delikatnie dotknęłam palcem najbardziej intymnej, kobiecej części, zagryzłam zęby na koszuli nocnej. Drugą ręką zajęłam się moim biustem, drżałam i myślałam o nim… O moim mistrzu… O Zeke’u Asakurze…
Wiecie jak to jest kiedy się zakochacie w kimś tak mocno że nawet śmierć, którą zada wam ukochana osoba, nawet wielka nienawiść wszystkich dookoła, wszelkie argumenty które jednoznacznie wbijają do łba ze tak nie można, nawet jebane w zera tysiąc lat rozłąki nic dla was nie znaczy? Ja wiem… Zeke Asakura to jeden z najpotężniejszych osób w historii szamanów, mój mistrz, nauczyciel, obrońca, przyjaciel i… ukochany… Tak skubany zajebał moje serce by potem zrobić z niego podpałkę… Moim zadaniem było go zabić, ale nie umiałam… Podczas gdy próbowałam to zrobić pocałował mnie wbijając ostrze w brzuch przez co umarłam… Mimo to ten zakichany jebak leśny dalej trzyma moje serce… Niech je już Kuźwa użyje do spalenia jakiejś biedronki czy lidla… Choć te sklepy akurat są spoko…
…moje jęki pomimo że dusiłam je materiałem koszulki stawały się coraz głośniejsze aż w końcu wypełniły pokój. Wyobrażałam sobie ze to on mnie dotyka, że masuje moje piersi i wkłada palce wewnątrz mnie.
-Z….Zeke-sama~- wyjęczałam jego imię chyba po raz setny i w końcu doszłam. Opadłam powoli na matę, oparłam czoło na poduszce, czerwona jak burak leżałam tak chwilkę myśląc o tym co właśnie zrobiłam.
Siedziałam w wielkiej łaźni, umyłam już ręce i siebie, ale stwierdziłam ze skoro i tak nie zasnę chociaż posiedzę w gorącej, miłej wodzie. Ubrana jedynie w ręcznik i strój kąpielowy(zawsze go noszę we wspólnym zbiorniku) weszłam do największego zbiornika w którym kąpały się kobiety, ale i mężczyźni. Zdjęłam ręcznik i weszłam powoli do wody, uwielbiałam gorące źródła, dawno temu pozwalał mi się w siebie wtulać, woda jest prawie tak ciepłą jak on… Spojrzałam w gwieździste niebo.
-Piękny widok, nie?- usłyszałam obok siebie dostając totalnego zawału serca, mózgu, płuc i innego dziadostwa i miecha co mam w sobie. Spojrzałam na chłopaka… Czarne oczy… kiedyś tak podobne do czarnego nieba pełnego małych gwiazdek, a teraz… niczym pióra najpiękniejszego kruka, dla wielu te oczy były tym co kruk reprezentuje… czyli śmiercią. Długie brązowe włosy związane teraz w kitkę… Idealnie równą i wysoką. Goła, umięśniona klatka piersiowa i idealne rysy twarzy, święty Jowiszu chwała ci że mam zablokowane myśli…
-Tak… Śliczny, z resztą jak zawsze… Jedyne co się zmienia to położenie gwiazd…- burknęłam pod nosem zanurzając się po samą szyję. Spojrzał na mnie, mamusiu jedyna nie żyjąca od dawna, która mnie kochałaś i chroniłaś gdzie jesteś jak cię potrzeba?! Spojrzałam w bok, ale po chwili znieruchomiałam i moje śliczne jak zgniłe kwiaty oczy spojrzały z powrotem na niego.
-Wiesz… Twoje paluszki to chyba za mało żeby cię zaspokoić~- zaszeptał mi do ucha. Poczerwieniałam, o matko… O mój jedyny królu duchów widział mnie?! Poczułam się jak postać z gry i nawet tak widziałam że moje obrażenia to kilkanaście dziewiątek. Spojrzałam na niego czerwona, on już mnie wyciągnął z wody.
Nie mam jebanego pojęcia co tu się dzieje, działo… w sumie to co się działo w miarę ogarniam, ani nie mam za wafla pojęcia co się stanie… Zeke położył mnie na macie, a sam stanął nade mną na czworaka i zaczął całować mnie po szyi, poczerwieniałam. O żesz cholera! Drżałam i bałam się go dotknąć, złapał lekko moją rękę i położył na swoim bijącym sercu.
-Wtedy też cie kochałem…- szepnął, moje myśli, wszystko co mogło webło z głośnym „jabadabadu waflu” o podłogę. Patrzyłam na niego i po prostu się rozpłakałam, on zcałował (What In the fuck!?) moje łzy. Cóż na całowaniu się tej nocy nie skończyło, ale cały czas trzymałam jego ciepłą dłoń.
Jakim cudem moja kołdra stała się ciepła jak cholerne piekło? Jakim cudem moje łóżko pachnie jak ogród z pieprzonym w podłoże strumykiem? I co to jest to miękkie? Powoli otworzyłam oczy, napotkałam na jasną karnację męskiej klatki piersiowej… Spojrzałam na twarz obcego… Kurde znowu ten sen… A walić to, jak już mam taki sen to skorzystam… Objęłam Zeke’a w pasie i wtuliłam w niego. Piecyk… Tak on jest jak najseksowniejszy piecyk świata… Moooooment, wyłączcie ten traktor ciągnik robi stop! Jakim cudem CZUJĘ jego ciepło skoro to sen..? Moje pozostałe trzy szare komórki ruszyły się napędzając tego chomika w moim łbie… Czuję widzę, słyszę jego słodki, delikatny oddech, czuję jego zapach… Chomik zaiwaniał jak maratończyk. O żesz w mordę owsika! Odskoczyłam od niego z piskiem gwałconej dziewicy, tym samym go budząc, cwaniaczek założył bokserki… Co on ma do tych gwiazd…. Czerwone rękawiczki z gwiazdą, kolczyki z gwiazdą, paski z gwiazdą… A teraz jeszcze bokserki w gwiazdki na litość zająca wielkanocnego to się robi nudne. Kurde ja to jestem powalona, właśnie mój god, pan mego mięcha w klatce piersiowej, które to zostało mi w końcu oddane po pieprzonych…. Nie stop pieprzona to tylko ja i zupa tu byłyśmy, dobra wracając… w końcu po powalonych tysiącu latach zostało mi oddane, mistrz około trzydziestu osób, największy badass tych czasów ( poza Sansem), model i seks bożek leży na mim materacu, w moim łóżku… Prawie goły( jebane w metkę bokserki) a ja myślę o tym ze nosi na ubraniach znak gwiazdy. Dobra Hinatuś pora ładnie iść do teletubisi i zażądać z powrotem swojej psychiki, bo szmaty zbyt długo ja trzymały i odjebało ci do końca. Spojrzałam na niego a ten się dusił ze śmiechu… Wiecie co, ja kiedyś znajdę tego co go takiego stworzył i tak mu w dupę nakopie że siedzieć nie będzie mógł do końca życia… Jak można być tak słodkim i seksownym w jednym momencie?!

-Hinatuś wiesz ze masz tak uroczą minkę zagubionego dziecka ze żal tego nie wykorzystać?- zaszeptał mi do ucha.  Kurde pieczone z ziemniakami on się teleportował czy to tylko mi się wzrok cofa do minus dwieście?! Zaczął mnie całować po szyi a ja z miną totalnego idioty pozwoliłam mu na wszystko, a po chwili nie miałam na sobie ubrań.- Kocham cię wariatko-szepnął mi do ucha. Zadrżałam i oddałam każdy pocałunek.
Ogólnie obrazek powyżej nie jest mój, ale bardzo pasuje^^ Należy on do : http://everlice.deviantart.com/